Nie taki zielony trawnik

Historia trawnika sięga średniowiecza. W czasach, gdy o bogactwie decydowała ziemia, wyłączenie jakiegoś obszaru spod uprawy czy hodowli po to, by rosła na nim starannie pielęgnowana trawa służyło podkreśleniu statusu i zamożności właściciela. Potem były XVII-wieczne ogrody francuskie manifestujące swą geometrią ujarzmienie przyrody przez człowieka i parki XVIII-wiecznej Anglii prezentujące sielankową i wyidealizowaną wizję „dzikiej” natury. Tak rodziły się kulturowe skojarzenia, jakie dziś wywołuje zadbany trawnik. Lubimy ten widok, jest on dla nas estetyczny, kojarzy się oswojoną przyrodą. Stał się zjawiskiem globalnym, jednym z najpopularniejszych towarów eksportowych cywilizacji zachodniej.

Miliony właścicieli posesji na całym świecie nie szczędzą więc sił i środków, by ich przydomowy trawnik przypominał krótko przycięty, zielony dywan. Trawniki są też dominującym elementem zieleni w miejscach publicznych, np. w Szwecji zajmują one ponad połowę miejskich terenów zielonych. Choć są czymś tak powszechnym, naukowcy nie poświęcali dotychczas wiele uwagi ich właściwościom, skupiając się raczej na roli drzew i innych form zieleni miejskiej. Jeśli już, to mówiono raczej o ich zaletach – produkcji tlenu, wiązaniu węgla, filtrowaniu wody itp.

Tymczasem zmiany klimatyczne, coraz częstsze susze skłaniają do przemyślenia na nowo naszego przywiązania do trawników. Można je spotkać pod szerokościami geograficznymi, gdzie naturalnie występują raczej kaktusy niż soczysta trawa. W efekcie na południowym zachodzie USA podlewanie trawników odpowiada za 75% zużycia wody w gospodarstwach domowych. Podobnie jest w Australii. Często nieuświadamianym problemem jest zanieczyszczanie wód gruntowych nawozami, herbicydami i pestycydami stosowanymi do pielęgnacji trawników. Jak policzono, ilość związanego przez nie węgla nie równoważy węglowego śladu zabiegów takich jak koszenie czy nawadnianie.

Czas więc na zmianę paradygmatu.

Wymagający intensywnych zabiegów pielęgnacyjnych trawnik to monokultura jednego lub kilku gatunków traw. Kwietne łąki są znacznie lepszą alternatywą z perspektywy ekologicznej. Warto zmienić optykę i i dostrzec piękno w różnorodności traw, ziół, roślin kwietnych. Dajmy  przyrodzie szansę – odstawmy spalinową kosiarkę i szlauch z wodą, zaprośmy łąki kwietne.

51-Chris-Hampton-St-Katherines-Park-Wildflower-Display