Ogród deszczowy to miejsce, w którym posadzone rośliny przyczyniają się do zminimalizowania strat wody opadowej. W bardzo dużym uproszczeniu można powiedzieć, że jest to mały zbiornik retencyjny i jednocześnie naturalny filtr wody. O tym, jak ważne jest tworzenie takich przestrzeni i czemu one służą rozmawialiśmy z Joanną Rayss, architektką krajobrazu.
Zacznijmy od pytania, jaka zieleń miejska jest Pani najbliższa?
Dużo bliższa jest mi zieleń powszechnie dostępna, społecznie funkcjonalna niż prywatne zamknięte ogrody, dlatego te drugie projektuję zdecydowanie rzadziej. Powodów jest wiele. Między innymi dlatego, że w zieleni publicznej faktycznie potencjalnie łatwiej jest przemycać więcej usług ekosystemowych, więcej użyteczności i funkcjonalności nie tylko tej estetycznej. W przypadku indywidualnych projektów walor ozdobny jest dla właścicieli najczęściej priorytetowy. Projektując prywatne ogrody miałabym zdecydowanie mniejszy wpływ na pozytywną zmianę w przestrzeni. Przy dużych przestrzeniach takich jak miejskie skwery, parki skala oddziaływania jest zdecydowanie większa. Podobnie rzecz ma się z inwestycjami deweloperskimi, bo to one faktycznie kształtują współczesną formę naszych miast. Nie tylko kubaturowo — architektoniczną, ale i przyrodniczą. Wprowadzając dobre praktyki w tych przestrzeniach, można zmieniać miejskie przestrzenie na lepsze.
Mam również na swoim koncie pracę naukowo – badawczą w której zajmuję się przede wszystkim metodami zagospodarowania wody opadowej w taki sposób, żeby miejska zielona infrastruktura zintegrowana była także z wodą w formie swoistego krwioobiegu dostarczając życiodajną wodę systemowi przyrodniczemu miasta. To zdecydowanie kierunek mi najbliższy i takie podejście staram się wdrażać w każdym projekcie, który robię niezależnie od jego skali.
Od razu nasuwa się pytanie związane z obecnym stanem armagedonu trawnikowego w miastach. Czy samorządy chętnie wdrażają rozwiązania na rzecz zachowania bioróżnorodności?
Kult ‘zielonego i wykoszonego’ trawnika rzeczywiście trzyma się nadal dobrze. Mam jednak wrażenie, że zdecydowanie lepiej w ogrodach prywatnych. Od kilku lat obserwuję pozytywną zmianę w tym zakresie w wielu samorządach. Jeszcze kilka lat temu było bardzo trudno rozmawiać z samorządowcami o wprowadzaniu zieleni naturalistycznej czy łąkach kwietnych. Dziś jest już całkiem duża akceptacja społeczna dla tego typu zbiorowisk, które mogą świadczyć nam wiele usług ekosystemowych. Należy dodać również korzyści finansowe, chociażby oszczędności kosztów na pielęgnację. To ważny argument także dla osób zajmujących się zielenią na terenach miejskich, ale także deweloperów. Bo przecież chyba już nikogo nie trzeba przekonywać, że im zieleń bardziej ekstensywna, naturalistyczna, tym mniej wymaga naszej ‘pielęgnacji’.
Ważne, aby promując alternatywne dla trawników formy zieleni samemu stale się dokształcać w tym zakresie. Mając merytoryczne argumenty, możemy przekonać wiele osób do zmian. Kluczem jest edukacja i wiedza.
Jest pewien problem z tym pojęciem. Nie funkcjonuje jednolita definicja ogrodów deszczowych. Na potrzeby zajęć ze studentami oraz wykładów i warsztatów zrobiłam badania odnośnie funkcjonujących definicji, poradników, etc i niestety, jest duży chaos. Nawet w źródłach powszechnie uznanych za wiarygodne jak np. Wikipedia, funkcjonują definicje kuriozalne i faktycznie bardzo szkodliwe z punktu widzenia korzyści środowiskowych, czy łatwości w popularyzacji. Mnóstwo skomplikowanych wzorów, promocja niezrozumiałych technologii i co najsmutniejsze rozwiązań faktycznie służących do drenażu – czyli osuszania – a nie retencji! Dla mnie, jeśli coś nie ma jednoznacznej definicji pojęciowej lub dopiero się ona tworzy, to najważniejsze jest, aby odnosić ją do celu. Do tego, po co my to robimy? Ja zamiast odpowiadać na pytanie czym jest ogród deszczowy, wolałabym odpowiedzieć na pytanie, w jakim celu mam go utworzyć? jaki problem ma mi rozwiązać?. Jeśli prawidłowo odpowiem sobie na tak postawione pytanie, to poniekąd właściwie zdefiniuję ogród deszczowy.
To właśnie jest najciekawsze… możemy tworzyć ogrody deszczowe z różnych powodów. Po to, aby pozbyć się kałuży pod rurą spustową, po to, aby zostawić na dłużej wodę w ogrodzie po deszczu, skracając okres suszy, po to, aby zwiększyć bioróżnorodność, wprowadzić roślinność łąk okresowo zalewanych, dla regeneracji gleby. Najgorsze, jak sami twórcy nie wiedzą, po co je tworzą. Wtedy mamy do czynienia z greenwashing`iem, czyli tworzeniem czegoś nie wiadomo po co, za niewspółmiernie duże do ew. skuteczności pieniądze. Zazwyczaj, żeby się pochwalić, że coś zrobiliśmy. Ja jestem fanką rozwiązania, w którym zieleń retencyjna rozwiązuje konkretne, namacalne, mierzalne efekty. Na przykład zatrzymuje maksymalną, możliwą ilość wody spadającej na nawierzchnię utwardzoną i uszczelnioną jako kompensacja hydrologiczna zainwestowania. W związku z uszczelnieniem odbieramy krajobrazowi wodę, która normalnie w krajobraz by powoli wsiąkała. Uszczelniając, jednocześnie powinniśmy szukać miejsca w zieleni retencyjnej dla objętości wody, która nam spływa dodatkowo — to jest właśnie kompensacja hydrologiczna. Pozostawiamy w ten sposób wodę w krajobrazie niekoniecznie w jakiś szczelnych zbiornikach czy przyspieszając jej infiltracje. Naturalnie pozostaje ona przede wszystkim w formie retencji glebowej. Przyspieszając infiltrację, pozbywamy się wody z krajobrazu wcale nie daleko, inaczej niż wysyłając ją poza zlewnię rurą kanalizacji deszczowej, bo ta infiltracja do głębokich warstw gleby, wód gruntowych, podziemnych to procesy rozkładane na dziesiątki, setki, tysiące lat.
Myśląc o niedostatku wody w krajobrazie, myślę przede wszystkim o obszarach wodno-błotnych, ale także właśnie o glebie. To z gleby rośliny są w stanie wodę pobierać. Dlatego mówiąc o niedostatku wody w kontekście pogłębiającej się w kraju suszy, powinniśmy mówić także o potrzebie regeneracji gleby. To jest dla mnie cel, który wszyscy powinniśmy realizować, tworząc ogrody deszczowe. Upraszczając, kompensacja hydrologiczna to szukanie miejsca w zagłębieniach terenowych utworzonych w naturalnej glebie (bez jakiś specjalnych warstw) dla Ilości metrów sześciennych wody, która spływa z powierzchni uszczelnionych w związku z zabudową.
Tu dodam, że jeśli gleba jest bardzo przepuszczalna to wówczas, chociaż częściowo warto, taki ogród deszczowy uszczelnić, żeby ten pierwszy spływ nam nie uciekał. Wówczas zaczynają działać procesy ekologiczno – glebowe. Jeżeli mam wodę zgromadzoną w niewielkim zagłębieniu terenowym – takim odpowiadającym miąższości żyznej gleby z próchnicą – przeciętnie 30 – 40 cm, wówczas zadziałają siły kapilarne, dzięki którym nawilżamy wodą także glebę otaczającą ogród deszczowy. Ogród deszczowy to faktycznie namiastka mokradła, a powszechną wiedzą dziś jest, że najlepsze z punktu widzenia adaptacji do zmian klimatycznych, retencji i obiegu węgla są właśnie bagna i mokradła. To one magazynują największe ilości wody i węgla, a to kluczowe zasoby z punktu widzenia zmian klimatycznych!
Dlatego właśnie najlepszym wzorcem projektowym dla ogrodu deszczowego, czy szerzej, zieleni retencyjnej, są właśnie mokradła z całą swą różnorodnością. Zarówno te związane ze zbiorowiskami łąkowymi, jak i krzewiaste czy leśne. Wszystko zależy od terenu, na którym się znajdujemy, ile mamy miejsca, jakie mamy warunki siedliskowe, jaki jest kontekst funkcjonalno-przestrzenny. W ten sposób tworzyć możemy zarówno niewielki ogród deszczowy w pojemniku pod rurą spustową niewielkiego budynku z pojemnością 2-3 m3 i formą szuwaru kosaćcowego lub ogromny system sztucznych mokradeł w charakterze okresowo zalewanych łąk czy zarośli wierzb szerokolistnych na osiedlach, gdzie ilości wody retencjonowanej sięgnąć mogą tysięcy metrów sześciennych.
Faktycznie realizacja pojedynczego ogrodu deszczowego jest banalnie prosta. Jak wspominałam jest to niewielkie zagłębienie terenowe, najlepiej w gruncie rodzimym. Jeżeli nie mamy na nie miejsca w gruncie można zrealizować ogród w pojemniku, pamiętając, że pojemność retencyjna to to ile wody zmieści nam się ponad wprowadzoną tam glebę, a przelew nadmiarowy powinien odbywać się ‘górą’ – jako przelew nadmiarowy – nie tak jak w klasycznych donicach, gdzie wprowadzamy go w dno… Dlatego jeżeli chcemy zgromadzić wysokość 20 cm wody w takim pojemniku, to musi on mieć co najmniej +/-50 cm głębokości, żeby zmieścić jeszcze warstwę wegetacyjną – na to należy przeznaczyć głębokość około 15 cm, potem ochrona antyerozyjna, czyli ściółka o wtedy mamy miejsce na te 20 cm wody.
W naszych warunkach klimatycznych, najlepiej wymiarować ogród deszczowy na objętość spływu 3 metry sześcienne ze 100 m2 dachu. To opad o prawdopodobieństwie 10 procent, czyli opad o wysokości 30 mm. To bardzo intensywna burza. Jeżeli mamy np. 200 metrowy dach i 4 rury spustowe równo odwadniające dach, to odpowiednio 1,5 m3 na rurę spustową. Jeżeli mamy do zagospodarowania 3 m3 wody to zakładając, że średnia głębokość zagłębienia ma +/-30 cm, to nasz ogród powinien mieć ok. 10 m2, co zagospodarowuje nam spływ ze 100 m2 uszczelnienia i stanowi jego 10%.
Jeśli chodzi o gatunki roślin do ogrodów deszczowych, to oczywiście najbardziej polecam wszelkiego rodzaju irysy, te gatunki od tych naturalnie występujących na mokradłach, irys germanica, irysy syberyjskie, ale także np. nasze rodzime mieczyki błotne, krwawnice, wiele gatunków roślin z rodziny baldaszkowatych, z kozłkiem lekarskim na czele, wiele traw ozdobnych, jak manna mielec, mozga trzcinowata, sit, pałka miniaturowa.
Moimi faworytkami, oprócz irysów są także krwawnice. Roślina ta w naturze rośnie w podmokłych terenach, ma piękne kwiaty, które są dostępne w różnych wersjach kolorystycznych. Połączenie irysów z krwawnicami przyniesie fantastyczny efekt. Od kwietnia przez maj aż po początek czerwca kwitnąć będą irysy, jeżeli dobierzemy różne odmiany, potem od czerwca do końca lata krwawnice. Wiązówka błotna to kolejna roślina, która jest dostępna w kilku wersjach kolorystycznych i też będzie kwitnąć do końca lata. To bardzo popularne i niedrogie rośliny.
Coraz większa popularność ogrodów deszczowych jest także dostrzegalna w sieci. W wielu sklepach mamy już możliwość sprawdzenia w zakładkach merytorycznych informacji dotyczących roślin dedykowanych do ogrodów deszczowych. Warto szukać takich informacji.
Ogrody deszczowe są także okazją do wprowadzania roślin rzadkich. W niektórych typach rabat retencyjnych możemy zastosować po prostu rośliny o zwiększonych wymaganiach wodnych, czyli większość roślin cienistych. Od hortensji, po paprocie. Jest to szczególnie dobre rozwiązanie do płytszych ogrodów deszczowych z bardziej przepuszczalną naturalnie glebą.
Zieleń retencyjna to także cała gama krzewów, w tym wiele z naszych rodzimych zbiorowisk łąk okresowo zalewanych, od kalin po porzeczki. Jest nawet typ torfowiska niskiego nazwane olsem porzeczkowym od czarnej porzeczki właśnie.
Do idealnych roślin w ogrodzie deszczowym zaliczamy też wierzby, od wąskolistnych w przypadku ubogiej, piaszczystej gleby po wierzby szerokolistne ogrodzie na glebie gliniastej, z wodą stojącą. I drzewa – tak w ogrodach deszczowych możemy sadzić także drzewa i są one doskonałą okazją do wprowadzania w naszą przestrzeń, drzew swego czasu nielubianych, czyli topoli. Topola czarna i biała to nasze rodzime gatunki, odporne na zalewanie i wspierające generowanie strat wody w bilansie hydrologicznym, bo przecież ogrody deszczowe to nie oczka wodne o stałym poziomie wody. Rośliny powinny wypijać tę wodę generując wolną na kolejny spływ wody przestrzeń retencyjną.
Inne gatunki, które sprawdzą się w ogrodach deszczowych to olsza i czarna i szara, dąb błotny, klon czerwony, wierzba biała, wierzba krucha. Ważne, żeby posadzić niewielkie egzemplarze. Niestety, jeżeli drzewa wyhodowane w szkółce niedostosowane zostały do okresowego zalewania, mogą mieć problem, kiedy nagle zmienimy im gruntownie warunki wzrostu. Mniejszym roślinom łatwiej będzie zaadaptować się do nowych warunków.
Jeśli wykonujemy ogród na terenie, gdzie boimy się, że rośliny mogą zostać skradzione, a zależy nam, żeby czynić dobro, to oczywiście można zacząć od pospolitej, najtańszej trzciny i wierzby.
Żadnych włóknin, folii, żadnych skomplikowanych warstw, żadnego drenażu, rur. Im prościej, tym lepiej. Włóknina zabija życie glebowe. Wprowadza nam szkodliwe grzyby. Najlepiej zagłębienie w takim gruncie, jaki mamy. Chyba że jest to piach i tylko piach to wówczas łąka kwietna najlepsza 🙂
Joanna Rayss – architektka krajobrazu specjalizująca się w projektowaniu zieleni na terenach miejskich, zurbanizowanych o przeważającym charakterze zieleni publicznej oraz terenach rekreacyjnych publicznych. Obroniła pracę doktorską na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej w Katedrze Urbanistyki i Projektowania Regionalnego w temacie zielonej infrastruktury w powiązaniu z zagospodarowaniem wody opadowej i zagospodarowania jej do nawadniania zieleni.